Będę starała się robić sama zdjęcia książek, ale nie wiem jak mi to wyjdzie. |
- Uwierz mi - dodał Crowley, który w całym swoim dotychczasowym życiu pocałował dwie kobiety, z których jedna była jego matką - że znam się na kobietach.
Czy jest ktoś, kto jeszcze nie słyszał o serii "Zwiadowcy"? Ja pierwszy tom przeczytałam kilka lat temu i absolutnie przepadłam, zakochana w świecie wykreowanym przez Johna Flanagana. Autorowi temu kreatywności z pewnością nie brakuje, jednak czy 18 książka osadzona w tym samym świecie wciąż może być dobra? Zapraszam do recenzji prequela - "Zwiadowcy. Wczesne lata. Turniej w Gorlanie".
Zacznę od kilku słów na temat fabuły.
Halt i Crowley odkrywają spisek Morgaratha - chce on zawładnąć całym Araluenem. W dodatku w kraju krążą osobliwe pogłoski na temat księcia Duncana. Czy jest możliwe, że następca tronu rabuje okoliczne wioski, a może Czarny Lord macza w tym palce? Crowley i Halt wraz z zdegradowanymi zwiadowcami i młodym baronem Araldem podczas tegorocznego Turnieju w Gorlanie.
-Tak pomyślałem... - zaczął Crowley, zawieszając głos. Halt potrząsnął głową. -Szkoda, że nie mam nic do pisania, by uwiecznić tę doniosłą chwilę.
Pewnie wielu z Was zastanawia się, czy "Turniej w Gorlanie" należy przeczytać przed, czy po zakończeniu serii. Ja osobiście polecam tą drugą opcję ponieważ jest tam zawarte wiele smaczków, które w pełni zrozumie czytelnik znający wcześniejsze książki Flanagana. W prequelu tym jest też zawarte wiele spoilerów, które skutecznie mogą Wam zepsuć radość z poznawania przygód Willa.
- Kretyn - zawyrokował Halt.- Może i tak - powiedział Crowley pod nosem - ale przynajmniej nie dodaję miodu do kawy.
Powiem jedno - duet Halt i Crowley, jak ja ich kocham. Te sarkastyczne przekomarzanki są po prostu obłędne! Bezbłędne są ich kłótnie na temat dodawania miodu do kawy. (znający zwiadowców wiedzą o co chodzi). Jednak nic nie rozbawiło mnie tak, jak scena, na którą bardzo czekałam, czyli pierwsze spotkanie Halta i Lady Pauline. Zwiadowca, który bez mrugnięcia okiem pokona cały zastęp wrogów, nie potrafi się wysłowić w obecności tej pięknej damy. Jednak, pomijając aspekt humorystyczny, cały wątek miłosny jest banalny i niesamowicie naiwny. Flanagan, nigdy nie próbuj pisać romansów!
Prequel, jak to prequel ma swoje wady (wiemy, które postacie z pewnością nie zginą) i nie spodziewałam się większych zaskoczeń. A tu niespodzianka, mimo przewidywalnej całości,m Flanagan udowodnił, że zna się na swoim fachu i potrafi napisać zakończenie, które wgniata w fotel. Dodajcie sobie jeszcze jak zwykle znakomite opisy walki (choć nie było ich wiele, wszak wojna dopiero się zacznie w drugim tomie), lekkie pióro i widać, że autor nic nie stracił ze swojego poziomu.
Co mnie zdziwiło? Praktycznie w każdym rozdziale "Turnieju w Gorlanie" napotykamy opisy jedzenia. Muszę przyznać, że kilka razy aż pociekła mi ślinka, ale myślę, że autor spokojnie mógł sobie darować kilka z nich, bo obozowego gotowania było w tej powieści po prostu zbyt wiele.
– Wydaje mi się, że w tym przypadku kluczem jest subtelność – odparł Farrel. – Wypuścimy serię strzał, raz czy dwa, jego siły zbrojne znacznie się zmniejszą, a wtedy zaproszę go, by zechciał z nami pojechać. Jeśli odmówi, przywalę mu toporem. – Ciekawa koncepcja subtelności – zauważył Crowley, uśmiechając się pod nosem. Farrel popatrzył na niego ze śmiertelnie poważną miną. – No przecież walnę płazem, a nie ostrzem.
Warto, warto i jeszcze raz warto. Nawet mimo okładki, która na półce nijak nie pasuje do pozostałych (dlatego przeczytałam ebooka). Zawsze dobrze jest powrócić do Araluenu i oczywiście naszego ulubionego Halta.
Pozdrawiam, Klara.
Przewidywalność jednak mnie męczyła, choć całkiem miło wspominam książkę. Właśnie za sprawą Halta i Crowleya - nigdy nie mam ich dość ;)
OdpowiedzUsuńTrudno wymagać od prequela, żeby nie był przewidywalny, ale kocham Halta i pokochałam Crowleya więc mi się spodobało.
Usuń