11/19/2017

Bernard Cornwell "Nieprzyjaciel boga"


Na wstępie chciałam Was przeprosić za moją tak długą nieobecność na tym blogu. Początek roku zarzucił mnie obowiązkami i dopiero teraz - w połowie listopada, udało mi się wygospodarować trochę czasu na blogowanie. 

Diabeł zastawia liczne sidła na drodze wiodącej do prawdy.

Teraz jednak chciałabym zaprosić Was do recenzji drugiego tomu serii, której pierwsza część ("Zimowy Monarcha") zapowiadała się znakomicie. Powitajcie zatem "Nieprzyjaciela boga" Bernarda Cornwella.




Akcja rozpoczyna się dziesięć lat po zakończeniu poprzedniego tomu. Teraz jednak niepewny pokój, który nastał po pokonaniu Sasów jest zagrożony. Czy spokojne czasy kiedykolwiek nadejdą? Cornwell po mistrzowsku ukazuje schyłek starożytności i początek średniowiecza - czasy nieprzyjazne ludzkości, epokę zdrad, spisków, knowań i nikczemności, ale też dobroci, piękna i wielkich miłości...


Kłamstwa są tym, co zapewnia nam dobrą opinię

Po pierwsze (nic nowego) znów będę zachwycać się okładką. Czarna ze złotymi tłoczeniami i wyklejką w tarcze - jest po prostu boska!!! W dodatku na początku znalazłam coś, co niezwykle mnie ucieszyło. Bowiem z racji tego, że poprzedni tom czytałam ponad rok temu bałam się, że nie będę już pamiętać fabuły. Ale Bernard Cornwell i w tym aspekcie mnie nie zawiódł - na początku  zamieścił spis wszystkich postaci i miejsc. Jeśli nie chcecie od nowa czytać pierwszego, liczącego sobie 600 stron tomu z pewnością się ucieszycie.

Powieść ta jest niejako inna od poprzedniego tomu - osią fabuły 
staję się tu konflikt między chrześcijanami, a poganami. Jednak autor nie wybiela żadnej ze stron - doskonale pokazuje nam, że przegięcie w żadną stronę nie jest dobre. Bowiem wszędzie znajdziemy postacie wielkie i wspaniałe, jak również złe i nikczemne. Tylko czy klątwy, przesądy i przepowiednie mają szansę się spełnić? Jedno jest pewne - nawiązania do celtyckich legend dodają tylko tej powieści smaczku.


I zauważ, że czasem musimy zrezygnować z odrobiny naszej dumy w zamian za wielki pokój.

Nie ma co się dziwić, że przez dekadę nasi bohaterowie dojrzali. Tylko Lancelot jest tak samo pyszałkowaty i irytujący, jak poprzednio (ale to dobrze, bo taka jest jego rola w tej książce).
Artur z zagubionego i nieco niepewnego staje się stanowczym władcą, nie tracąc jednak tych cech, za które w pierwszym tomie go pokochaliśmy. Jednak moją faworytką jest Ginewra - nie znam osoby, która (po pierwszej części) polubiłaby jej postać, a tutaj.... niespodzianka, wszystko się zmienia. Może nie zaczniecie nagle darzyć jej miłością, ale bez wątpienia lepiej zrozumiecie przesłanki, które nią kierowały, przez które musiała postąpić tak, a nie inaczej.

I jeszcze Merlin, którego w pierwszej części było zdecydowanie za mało... Teraz jego największa fanka (ja) zdecydowanie nie jest zawiedziona. Jak zwykle, trochę w oderwaniu od fabuły, pojawia się znikąd ze swoim specyficznym poczuciem humoru - i to właśnie jest w nim najlepsze.


Umarli przychodzą, aby się zemścić.

Ciągle jestem zachwycona stylem Corwella - zaskakująco lekkim, jak na powieść historyczną. Mimo wszystko powieść ta wymaga skupienia, bo całkowicie pochłania, zamyka nas w swoim świecie i nie wypuszcza z niego do ostatniej strony. 

Większość z nas jednak obawia się chaosu i dlatego próbujemy wprowadzać porządek.

Co jeszcze mogę napisać? Całą moją opinię można streścić w trzech słowach - TO JEST GENIALNE. Nic dodać, nic ująć - po prostu genialne :).

Pozdrawiam Was serdecznie, a wydawnictwu "Otwarte" serdecznie dziękuję za książkę, Klara 😍

2 komentarze:

  1. Cornwella czytałam do tej pory tylko jedną książkę, a pierwszy tom trylogii arturiańskiej czeka na swoją lekturę u mnie na półce :) Już się nie mogę tego momentu doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeżeli chodzi o legendy arturiańskie, to książki Cornwell'a śmiało stawiamy m.in. obok "Mgieł Avalonu" :)

    OdpowiedzUsuń